czwartek, 29 sierpnia 2013

Kosz Anatola



Pewien chłopiec imieniem Anatol był tak zajęty swoimi sprawami, że nie zwracał uwagi na innych. Kiedy trzeba było pomóc w domu, on musiał akurat wysłać do kolegi ważnego sms-a. Kiedy siostra prosiła go, żeby zabrał ją na boisko, on pod pozorem, że boli go głowa zamykał się w pokoju, a potem szybko uciekał przez okno. Nie lubił dzielić się zabawkami z innymi dziećmi, a o tym, żeby poczęstować czekoladą kolegów - mowy nie było.

     - Toleczku - martwiła się babcia - nie można być takim sobkiem.

     - Synu - srożył się tata - nie podoba mi się twoje zachowanie.

     - Dziecko - kręciła głową mama - co z ciebie wyrośnie?

     Anatol zupełnie, ale to zupełnie się tym wszystkim nie przejmował. Właśnie nadchodziły wakacje i chłopiec żył już tylko wyjazdem. Dużo czasu zajmowało mu pakowanie plecaka. Jechał w góry więc musiał się dobrze przygotować i o niczym ważnym nie zapomnieć. - O, na przykład latarka - powiedział do siebie - to bardzo ważna rzecz! I kompas, czapka, wełniane skarpety... Aha, koniecznie krem od słońca.

     - Tolku - do pokoju weszła mama - musisz iść do dziadków. Dziadek zachorował, a babcia nie da rady zrobić zakupów. Zaniesiesz im chleb, ser, trochę owoców i placek z rodzynkami.

     - Ale mamo! Ja się pakuję!

     - Teraz to nie jest najważniejsze. Proszę, tu jest wszystko przygotowane.

     - A nie mogę iść trochę później?

     - Nie, pójdziesz natychmiast.

     Anatol wiedział, że mama nie żartuje. Naburmuszony wziął kosz i wyszedł. Szedł ulicą i nawet nie ukłonił się po drodze sąsiadom. Taki był zły. Dziadkowie mieszkali za miastem i kiedy chłopiec wszedł na znajomej drogę, coś go zadziwiło. Nigdy nie spotkał tu tylu przechodniów. Wszyscy zdążali w stronę pobliskiej polany. Anatol natychmiast zapomniał o prośbie mamy i przyłączył się do grupy ludzi.

     Na rozległej łące u podnóża wzniesienia odbywał się jakiś festyn. Na trawie rozstawione były huśtawki i karuzele, na ogrodzonym siatką małym boisku rozgrywano mecz piłkarski, pod parasolami siedziały babcie, które opowiadały dzieciom bajki, jednym słowem trwała tu wspaniała zabawa. Anatol natychmiast rzucił w krzaki kosz i przyłączył się do chłopców strzelających z łuku do tarczy. Jeszcze nigdy nie próbował takiego sportu, a że szło mu całkiem nieźle z zapałem rywalizował z nowo poznanymi kolegami. Podczas krótkiej przerwy Anatol dowiedział się, że wszystkie dzieci zgromadzone na łące to wychowankowie Domu Dziecka, którym wychowawcy, nauczyciele i życzliwi sąsiedzi zorganizowali Dzień Radosnej Zabawy. Chłopcu zrobiło się trochę smutno, ale zaraz o tym zapomniał, bo właśnie pan instruktor zapowiedział kolejną rundę strzałów. Zabawa trwała w najlepsze; ale zbliżał się już wieczór i trzeba było rozejść się na kolację.

     - Jeszcze nie! - piszczały maluchy przytulając się do "bajkowych babć".

     - Zostańmy aż się całkiem ściemni - prosiły dziewczyny grająee zacięcie w siatkówkę.

     - Tak nam tu dobrze - wzdychały inne dzieciaki.

     - A nie jesteście głodni?

     - No... jesteśmy, ale jakoś przetrzymamy!

     - Ach, tak - uśmiechnął się opiekun całej grupy. - W takim razie spróbujemy temu zaradzić. Podejdź no tu do mnie chłopcze - opiekun nieoczekiwanie zwrócił się do Anatola. - Ty nie jesteś z naszego domu ale cieszę się, że bawisz się z naszymi dziećmi. Myślę, że mógłbyś też ich poczęstować tym co przyniosłeś.

     - Ale przecież... - Co?

     - Ojej, miałem pójść do dziadków i zanieść im zakupy! A w ogóle skąd pan wie, że mam ze sobą coś do jedzenia?

     - To, jak będzie? Poczęstujesz kolegów?

     - Nie mogę. Zresztą i tak dla wszystkich nie starczy.

     - Tak uważasz? - wzrok opiekuna przeniknął głęboko do myśli Anatola, któremu zrobiło się okropnie gorąco. - A ja proponuję, żebyś przyniósł tu swój koszyk, bo w krzakach wszystkie zapasy mogą zaraz zjeść myszy.

     Po chwili chłopiec stał już na środku polany otoczony gromadą dzieci, które zaciekawione patrzyły to na niego, to na swojego opiekuna.

     - No, śmiało - zachęcił Anatola człowiek - pokaż, co przyniosłeś.

     - Chleb, trochę sera, owoce, placek z rodzynkami - wybąkał chłopiec.

     - Oho, ho, wystarczy tych zapasów dla wszystkich - uśmiechnął się opiekun. - Trzeba tylko równo podzielić. - Proszę weź ten kawałek chleba i poczęstuj sąsiada. Sąsiad niech podzieli się z następnym dzieckiem i tak kolejno. Potem weźmiemy się za ser, owoce i pyszny placek.

     Zdumiony Anatol obserwował, jak kawałek chleba, którym połamał się ze stojącą obok dziewczynką wędruje z rąk do rąk i wcale go nie ubywa! To samo działo się z serem, plackiem i owocami! Jak to możliwe? - zastanawiał się zajadając ze smakiem pachnący chleb i ser. Jeszcze bardziej zdziwiło go, że dzieci nie widzą w tym co się stało nic nadzwyczajnego. Tak jakby doświadczały takich zdarzeń często. Po skończonym posiłku opiekun powiedział - Tolku, desze się, że podzieliłeś się z kolegami, ale martwi mnie, że nie spełniłeś prośby mamy. Dziadek jest chory, a ty zamiast zanieść mu zakupy bawiłeś się tu całe popołudnie.

     - To prawda - zwiesił głowę chłopiec. - Zdarza mi się to bardzo często.

     - A wiesz dlaczego? Bo wiecznie jesteś zajęty sobą. Tymczasem wokół ciebie jest dużo osób, które czekają na twoją pomoc. Jeśli będziesz starał się je dostrzec, na pewno wszystko ci się poukłada. A teraz pędź do dziadków!

     Anatol zdążył pożegnać się z kolegami i nie wiadomo kiedy znalazł się tuż przed drzwiami znajomego domku.

     - O, jest Toleczek - ucieszyła się babcia. - Jak to zrobiłeś, że tak szybko się u nas znalazłeś?

     - Nie wiem - przyznał szczerze chłopiec. - A która jest godzina?

     - Zaraz będzie południe.

     - Południe? A nie wieczór?

     - Oj, co ty pleciesz. Jaki znów wieczór? Lepiej zjedz z nami drugie śniadanie.

     - Dziękuję, przed chwilą jadłem.

     - A to w jaki sposób? Chleb w koszyku nienaruszony, ser nie rozpakowany...

     - No widzisz babciu, to jakiś cud - uśmiechnął się Anatol i przytulił się do babci.

1 komentarz:

Zostaw ślad po sobie ...

Przyciski Listonic

- See more at: http://darmowedodatkinablogi.blogspot.com/2013/09/bujajaca-sie-latarenka.html#sthash.RbAo3ms7.dpuf