Magia Świąt ... to .. Czas nadziei, rodzinnych spotkań, białych marzeń...Czas okiennych wystaw, gdzie mróz jest malarzem...Gdzie przyjemny chłód, śnieg skrzypi pod butami...Wieczorem pod kocem, z ukochaną osobą...Przyozdobiony świerk, Domowa krzątanina, serca jedna migawka ...Na niebie pierwsza gwiazdka...
niedziela, 9 czerwca 2013
Pani Łyżeczka
(na podstawie bajki Alfa Proeysena „Teskjekjerringa og nissegrauten”)
Czy Pani Łyżeczka wierzy w krasnoludki? Wybacz, człowieku, Pani Łyżeczka jest nowoczesną kobietą, więc nie pytaj głupio.
Dlaczego Pani Łyżeczka gotuje tak dużo kaszy w Wigilię?
Hm… nie wiem… Może nie ma pod ręką mniejszego garnka? Poza tym mąż musi dostać kaszę o drugiej! No, i Pani Łyżeczka sama lubi dobrze zjeść. No, i lubi kota. Kotu też się coś należy w wigilijny wieczór!
Ale… czy zostanie dużo tej kaszy? No, tak! Postaram się wytłumaczyć ci dokładnie, człowieku, aż skończysz z tymi niemądrymi pytaniami. Jeśli chcesz wiedzieć, Pani Łyżeczka zna się na tradycjach, absolutnie! A jest taka bardzo piękna tradycja: wystawiania w Wigilię miski z kaszą przed oborą. To się nazywa kontynuowanie najstarszych tradycji i zwyczajów. Rozumiesz?!
To właśnie miała na myśli Pani Łyżeczka idąc do obory z miską kaszy, tuż przed wigilijną kolacją. Postawiła miskę z kaszą przed drzwiami obory i właśnie odwróciła się szybko, gdy nagle zmniejszyła się i stała się nie większa od małej łyżeczki. Zmniejszając się stanęła na brzegu miski i… wpadła do środka!
– No, tak! Mogę śmiało powiedzieć, że wpadłam we własną kaszę – powiedziała Pani Łyżeczka, uśmiechając się. Trzeba przyznać, że Pani Łyżeczka miała poczucie humoru. Próbowała dwa razy wdrapać się na brzeg miski, ale za każdym razem ześlizgiwała się z powrotem do kaszy. Za trzecim razem… też się nie udało i to okropnie Panią Łyżeczkę rozzłościło. Naprawdę, istnieją granice dobrego humoru! Gdy ma się bluzkę i spódnicę umoczoną w kaszy!
Ale nagle, co to? Słychać jakieś kroki przy misce. Pani Łyżeczka stanęła na palcach, ale zobaczyła tylko spiczaste czerwone czapeczki.
– Pomyśleć, że w tym roku znowu ktoś o nas pamiętał – powiedział jeden w czerwonej czapeczce i wyciągnął zza pelerynki małą łyżeczkę. Pozostałe krasnoludki (bo przecież to one właśnie były) też wyjęły łyżeczki i zaczęły zajadać kaszę. Biedna Pani Łyżeczka skakała w kaszy z miejsca na miejsce, aby żadna krasnoludkowa łyżeczka jej nie dosięgła. Nagle do miski trafiła dużo większa łyżka taty-krasnala, który musiał właśnie nadejść.
– Koniec ze mną! – pomyślała Pani Łyżeczka i poczuła, że tata-krasnal unosi ją na swojej łyżce razem z kaszą. Właśnie chciał włożyć łyżkę z kaszą do buzi, gdy usłyszał cieniutki krzyk:
– Nie ośmielisz się chyba mnie zjeść! – wrzasnęła Pani Łyżeczka.
– Wielki Boże! – przestraszył się krasnal. A cóż to za dziwy?! Można by pomyśleć, że to Pani Łyżeczka!”
– Żebyś wiedział, że to ja! – burknęła Pani Łyżeczka.
– Coś kręcisz. Pani Łyżeczka w rzeczywistości nie istnieje. To tylko taka postać z bajki. My nie wierzymy w bajki. Jesteśmy nowoczesnymi krasnoludkami.
– Jeśli ty nie wierzysz we mnie, to ja nie wierzę w ciebie! – krzyknęła Pani Łyżeczka i rzuciła kulkę z kaszy prosto w nos taty-krasnala.
– Przecież widzisz nas i słyszysz, to musisz w nas wierzyć” – powiedział z powagą tata-krasnal.
– Ty też mnie widzisz! – odrzekła Pani Łyżeczka i zaczęła płakać. Tata-krasnal i wszystkie krasnoludki popatrzyły na siebie bezradnie i też zaczęły płakać.
– Nie rozumiem, jakie to dziwne czasy – chlipała Pani Łyżeczka. – Dawniej ludzie wierzyli w to i w tamto, a teraz?! Gadają tylko o komputerach, planetach i sputnikach. Jak człowiek wspomni o czymś innym, to tylko wyśmiewają!
Nagle odezwał się najmniejszy krasnoludek: – Ja wiezię w ciebie, Pani Iziećko, bo jeśtem majutki.
– O! My też właściwie wierzymy w ciebie wszyscy, jeśli o to chodzi – westchnął tata-krasnal.
– Ze mną jest tak samo – odrzekła Pani Łyżeczka patrząc w niebo – wierzyłam w krasnoludki, gdy byłam mała, a gdy raz przestałam wierzyć, zrobiło się tak zimno i pusto dookoła…
– Wiezimy, wiezimy w Panią Idziećkę – zaśpiewał krasnoludek i zatańczył polkę.
– Tylko żebyśmy zawsze umieli się do tego przyznać – szepnęła zamyślona mama-krasnal i pogłaskała się po fartuchu.
– Wiem, co zrobimy! - zawołała Pani Łyżeczka. Ja wierzę w krasnoludki, a krasnoludki wierzą we mnie. Ale jeśli jakiś mądrala nas o to spyta, to nic nie odpowiemy. Będziemy się tylko uśmiechać i chichotać.
– Tak! Zróbmy tak! – zawołał tata-krasnal. Ale teraz musisz już chyba wracać. My dziękujemy za kaszę. Musimy pójść do stodoły sąsiadów i zobaczyć czy tamte krasnoludki też dostały kaszę. Do zobaczenia za rok, kochana Pani Łyżeczko!
I poszły krasnale. Pani Łyżeczka znowu stała się duża i poszła do domu.
Mąż Pani Łyżeczki siedział na kanapie i czytał książkę pt. „Boże Narodzenie pod kołem podbiegunowym”.
Spojrzał na Panią Łyżeczkę.
– No, nie! Gdzieś ty była! Jak ty wyglądasz! – krzyknął. Człowiek mógłby pomyśleć, że byłaś w oborze i wpadłaś do miski z kaszą!
Ha, ha, ha! – zaśmiała się Pani Łyżeczka aż się ściany zatrzęsły.
Ha, ha, ha! – odezwało się echem z obory sąsiadów.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw ślad po sobie ...