Samotna matka spotyka idealnego mężczyznę, który ma jednak pewną wadę -
nienawidzi świąt. Czy kobiecie uda się to zmienić?
Grace (Elaine Hendrix) jest mamą samotnie wychowującą dziewięcioletniego
Zachary’ego (Sean Michael Kyer). Po latach udaje jej się w końcu
znaleźć miłość. John (Sergio Di Zio) wydaje się ideałem - kocha Grace i
Zachary’ego, dba o nich i sprawia, że czują się bezpiecznie. Jest tylko
jeden problem - mężczyzna nienawidzi Bożego Narodzenia. Grace zaczyna
się zastanawiać, czy będzie w stanie budować wspólne życie z
człowiekiem, dla którego święta nie istnieją. Postanawia dowiedzieć się,
co jest powodem zachowania Johna i sprawić, by świąteczna magia
odmieniła jego serce.
Utrzymana w świątecznym klimacie, sentymentalna opowieść o miłości,
przebaczaniu i dojrzałości. Ten pełen ciepła film telewizyjny
wyreżyserował doświadczony twórca Allan Harmon (serial Andromeda,
Afganistan). Wiarygodne kreacje aktorskie stworzyli w produkcji Elaine
Hendrix (Romy i Michele na zjeździe absolwentów, Nie wierzcie
bliźniaczkom), Sergio Di Zio (serial Punkt krytyczny, Świadek bez
pamięci) oraz trzykrotny laureat nagród Emmy, Christopher Lloyd (Lot nad
kukułczym gniazdem, cykl Powrót do przyszłości).
Magia Świąt ... to .. Czas nadziei, rodzinnych spotkań, białych marzeń...Czas okiennych wystaw, gdzie mróz jest malarzem...Gdzie przyjemny chłód, śnieg skrzypi pod butami...Wieczorem pod kocem, z ukochaną osobą...Przyozdobiony świerk, Domowa krzątanina, serca jedna migawka ...Na niebie pierwsza gwiazdka...
czwartek, 18 grudnia 2014
czwartek, 11 grudnia 2014
Święta na całego (Christmas with a Capital C)
Bohaterem filmu jest ambitny prawnik, który przyjeżdża na Święta do
swojego rodzinnego miasteczka na Alasce. Tam szybko popada w tarapaty
przez nieznajomość miejscowych zwyczajów oraz ignorowanie tradycji
świątecznych.
Wyniki Candy
Za długi okres oczekiwania przepraszam, nazwijmy to losowy wypadek/sprawy rodzinne, bo nie będę się rozpisywała. Króciutko - mam nadzieję, że nowe osoby zostaną z nami.... że nie przyciągnęło ich tylko rozdanie .. :)
Losował komputer :-)
Przedział liczb
1 szepty
Przedział liczb
1 szepty
2,3 Justyna
4,5 Kasia
6 Kolorowy ...
7,8 Benia
9 Beti
10,11 Sylwia
12,13 Żyć ...
14 Laola20
15 Ell
16,17 Sandi
18 Hair ...
19 Damian
20 Gabi.
i wynik ostateczny :
Pod 13 kryje się Anna R
Żyć nie umierać
Czekam na kontakt :*
(*do 7 dni od ogłoszenia wyników, potem losuję kolejną osobę)
Dziękuję za zabawę!
środa, 10 grudnia 2014
Skandynawskie inspiracje na Boże Narodzenie
Skandynawski styl charakteryzuje się drewnianymi elementami, światło sztuczne w minimalistycznej oprawie, jasne naturalne barwy - biały, szary, beże. Dodają świeżości, optycznie powiększają pomieszczenia, dla kontrastu używa się kolorów brązu i ciemnej szarości. Co kojarzy nam się bliskie z naturą. W święta są to dodatki w drewnie, metalu, minimalistyczne zielone choinki, głównie czerwone dodatki. Wgląda to dość surowo, ale bardzo dodaje szyku i wbrew pozorom ciepła.
Renifery świętego Mikołaja
Renifery Świętego Mikołaja − tworzą zaprzęg dziewięciu latających reniferów, które tradycyjnie ciągną sanie Świętego Mikołaja i pomagają mu dostarczać bożonarodzeniowe prezenty. Zwykle wymienia się: Kometka, Amorka, Tancerza, Pyszałka, Błyskawicznego, Fircyka, Złośnika, Profesorka oraz Rudolfa. Ich imiona bazują na tych wymienionych w wierszu Clementa C. Moore z 1832 r. który prawdopodobnie przyczynił się do spopularyzowania reniferów jako symboli Bożego Narodzenia.
Ich imiona to
Rudolf dołączył do pozostałych reniferów głównie za sprawą piosenki Rudolph the Red-Nosed Reindeer, jednak pierwszą opowieść o nim napisał w 1939 roku Robert L. May dla sieci sklepów Montgomery Ward. Została ona opublikowana w formie książkowej i była rozdawana dzieciom, które odwiedziły sklepy w okresie świątecznym.
Według tej historii, Rudolf jest synem Profesorka, jednego z ośmiu pierwotnych reniferów Świętego Mikołaja wymienionych w wierszu A Visit from St. Nicholas. Rudolf urodził się ze świecącym czerwonym nosem, przez co stał się wyrzutkiem i obiektem docinek ze strony innych reniferów. Pewnego razu, noc wigilijna była tak mglista, że Mikołaj chciał zrezygnować ze swej corocznej podróży dookoła świata. Kiedy jednak zauważył Rudolfa, zdecydował, że jego nos będzie wyśmienitą lampą i oświetli mu drogę. Od tego czasu Rudolf jest stałym członkiem zaprzęgu Mikołaja i cieszy się szacunkiem innych reniferów.
Historia Rudolfa stała się popularną bożonarodzeniową opowieścią, którą najczęściej przedstawia się w formie piosenki lub telewizyjnych programów.
W wierszu Moore’a nie ma szczegółowych opisów reniferów poza wzmianką, że są one „małe”. Ich wygląd w większości pokazują filmy, które przedstawiają je z cechami charakterystycznymi bardziej dla jeleni lub krętorogich (spiczaste poroże, smukła sylwetka).
Od czasu wydania wiersza, wiedzę na temat reniferów wniosły do bożonarodzeniowej tradycji książki, filmy oraz piosenki. Przykładowo w filmie Święty Mikołaj z 34. ulicy okazuje się, że renifer może latać tylko w Wigilię. Tradycją jest także to, że na czele zaprzęgu Św. Mikołaja znajduje się Rudolf, a za nim reszta reniferów połączonych w pary.
W 1995, Joe Diffie wydał singiel Leroy the Redneck Reindeer, w którym śpiewa o Leroyu, kuzynie Rudolfa.
W filmie Elmo ratuje Boże Narodzenie z 1996, pojawia się renifer Piorun.
W filmie Rudolf czerwononosy Renifer z 1998, pojawia się matka Rudolfa, a żona Błyskawicznego – Mitzi oraz Zoey i Strzała.
W 1999 w specjalnym telewizyjnym programie Renifer Robbie, tytułowy Robbie jest przedstawiony jako syn Rudolfa. Jego wyróżniającą cechą jest nos, który ma nadprzyrodzone zdolności pozwalające mu na dłuższe skoki i dalsze loty.
W filmie Śnięty Mikołaj 2 pojawia się młody renifer Chet.
W komiksie Over the Hedge pojawia się brat Rudolfa o imieniu Ralph, którego nos emituje podczerwone ciepło.
W programie z 2006 r. "Holidaze: The Christmas That Almost Didn't Happen", Rudolf ma brata imieniem Rusty, który nie potrafi latać, więc zajmuje się kontrolą ruchu lotniczego.
W filmie animowanym Moi przyjaciele – Tygrys i Kubuś występuje młody renifer Holly.
W filmie Renifer Niko ratuje święta tytułowy bohater usiłuje odszukać swojego ojca.
W 2009 r. Bob Dylan nagrał swoją wersję piosenki Must Be Santa, na końcu której wymienia jako reniferów byłych prezydentów Stanów Zjednoczonych (D. Eisenhowera, J.F. Kennedy’ego, L. Johnsona, R. Nixona, J. Cartera, R. Reagana, G.H.W. Busha i B. Clintona).
Ich imiona to
- Kometek (Comet)
- Amorek (Cupid)
- Błyskawiczny (Blitzen)
- Fircyk (Dasher)
- Pyszałek (Prancer)
- Tancerz (Dancer)
- Złośnik (Vixen)
- Profesorek (Donner)
- Rudolf czerwononosy (Rudolph)
Rudolf dołączył do pozostałych reniferów głównie za sprawą piosenki Rudolph the Red-Nosed Reindeer, jednak pierwszą opowieść o nim napisał w 1939 roku Robert L. May dla sieci sklepów Montgomery Ward. Została ona opublikowana w formie książkowej i była rozdawana dzieciom, które odwiedziły sklepy w okresie świątecznym.
Według tej historii, Rudolf jest synem Profesorka, jednego z ośmiu pierwotnych reniferów Świętego Mikołaja wymienionych w wierszu A Visit from St. Nicholas. Rudolf urodził się ze świecącym czerwonym nosem, przez co stał się wyrzutkiem i obiektem docinek ze strony innych reniferów. Pewnego razu, noc wigilijna była tak mglista, że Mikołaj chciał zrezygnować ze swej corocznej podróży dookoła świata. Kiedy jednak zauważył Rudolfa, zdecydował, że jego nos będzie wyśmienitą lampą i oświetli mu drogę. Od tego czasu Rudolf jest stałym członkiem zaprzęgu Mikołaja i cieszy się szacunkiem innych reniferów.
Historia Rudolfa stała się popularną bożonarodzeniową opowieścią, którą najczęściej przedstawia się w formie piosenki lub telewizyjnych programów.
W wierszu Moore’a nie ma szczegółowych opisów reniferów poza wzmianką, że są one „małe”. Ich wygląd w większości pokazują filmy, które przedstawiają je z cechami charakterystycznymi bardziej dla jeleni lub krętorogich (spiczaste poroże, smukła sylwetka).
Od czasu wydania wiersza, wiedzę na temat reniferów wniosły do bożonarodzeniowej tradycji książki, filmy oraz piosenki. Przykładowo w filmie Święty Mikołaj z 34. ulicy okazuje się, że renifer może latać tylko w Wigilię. Tradycją jest także to, że na czele zaprzęgu Św. Mikołaja znajduje się Rudolf, a za nim reszta reniferów połączonych w pary.
W 1995, Joe Diffie wydał singiel Leroy the Redneck Reindeer, w którym śpiewa o Leroyu, kuzynie Rudolfa.
W filmie Elmo ratuje Boże Narodzenie z 1996, pojawia się renifer Piorun.
W filmie Rudolf czerwononosy Renifer z 1998, pojawia się matka Rudolfa, a żona Błyskawicznego – Mitzi oraz Zoey i Strzała.
W 1999 w specjalnym telewizyjnym programie Renifer Robbie, tytułowy Robbie jest przedstawiony jako syn Rudolfa. Jego wyróżniającą cechą jest nos, który ma nadprzyrodzone zdolności pozwalające mu na dłuższe skoki i dalsze loty.
W filmie Śnięty Mikołaj 2 pojawia się młody renifer Chet.
W komiksie Over the Hedge pojawia się brat Rudolfa o imieniu Ralph, którego nos emituje podczerwone ciepło.
W programie z 2006 r. "Holidaze: The Christmas That Almost Didn't Happen", Rudolf ma brata imieniem Rusty, który nie potrafi latać, więc zajmuje się kontrolą ruchu lotniczego.
W filmie animowanym Moi przyjaciele – Tygrys i Kubuś występuje młody renifer Holly.
W filmie Renifer Niko ratuje święta tytułowy bohater usiłuje odszukać swojego ojca.
W 2009 r. Bob Dylan nagrał swoją wersję piosenki Must Be Santa, na końcu której wymienia jako reniferów byłych prezydentów Stanów Zjednoczonych (D. Eisenhowera, J.F. Kennedy’ego, L. Johnsona, R. Nixona, J. Cartera, R. Reagana, G.H.W. Busha i B. Clintona).
Skrzyżowane noże
Gdy zdarzy ci się skrzyżować dwa noże na stole, na przykład podczas przygotowywania sztućców do obiadu? Powinnaś położyć je równolegle względem siebie. Ich skrzyżowanie jest złym znakiem, który przepowiada wielkie nieszczęście. Jeśli nie zdołasz uniknąć skrzyżowania noży, przygotuj się na kłótnię rodzinną, na przykład między tobą, a twoim mężem, lub narzeczonym. Utarczka słowna może się przerodzić nawet w długotrwały konflikt... Noże nie tylko zapowiadają nieszczęście. Gdy opuścisz dwa noże ze stołu, możesz spodziewać się sympatycznych odwiedzin, miłego wieczoru, imprezy lub spaceru z osobą, którą kochasz. Stanie się tak pod jednym warunkiem: w chwili podnoszenia sztućców z ziemi wymów w myślach imię ukochanego przez ciebie mężczyznę, a los będzie ci sprzyjał...
Czy wiesz skąd pochodzi zwyczaj zostawiania ciasteczek i mleka dla Mikołaja?
Zwyczaj pozostawiania ciasteczek i mleka dla świętego Mikołaja pochodzi z zachodnich Niemiec. Od średniowiecznego zwyczaju drzewek ozdobionych jabłkami, cukierkami i piernikami. W miarę upływu czasu Święty podjadał te smakołyki, aby utrzymać się w formie. I nie ukrywajmy, że Mikołaj jest strasznym łakomczuchem. Dzieci i prawdopodobnie rodzice zauważyli, że ktoś podjada dekoracje. I tak się zaczęło zostawianie dla Mikołaja ciastek i mleka do popicia.
Gwiazdkowa noc (A Carol Christmas)
Carol Cartman jest bezlitosnym, wykorzystującym innych człowiekiem, dla
którego największą wartość stanowią pieniądze. W jej życiu nie ma osób
bliskich, których by nie odtrąciła lub nie zniechęciła do siebie. W
Wigilię Bożego Narodzenia odwiedzają ja trzy duchy: świąt minionych,
teraźniejszych i przyszłych.. Czy zmienią one postępowanie zimnej i
wyrachowanej Carol...?
Księżyc na dzisiaj
Środa, 10 grudnia 2014
W środę Księżyc kończy wędrówkę przez znak Raka.
Po 1:00 w nocy utworzy trygon z Saturnem w Skorpionie. Przyniesie nam więcej powagi, chęci do pracy i wypełniania obowiązków. Nocne marki mogą naprawdę dużo dziś zrobić, nadgonić z zaległościami.
Przed 3:00 Księżyc ustawi się w kwinkunksie do Wenus w Strzelcu, co może poskutkować nieprzyjemnymi, frustrującymi snami. Będziemy mieli wrażenie, że nikt nas nie docenia, nie rozumie. Na szczęście to krótki tranzyt.
Po 4:00 Księżyc opuści Raka i wkroczy do radosnego znaku Lwa. Przez następne dwa dni będzie nas rozpierała energia twórcza. Będziemy chcieli przebywać wśród ludzi, „błyszczeć” w towarzystwie, być podziwiani i doceniani. Jeśli coś pójdzie nie po naszej myśli, możemy mieć tendencję do dramatyzowania i robienia scen.
Wczesnym popołudniem, przed 1:00, Księżyc utworzy opozycję z Marsem w Wodniku. Wyzwoli dużo energii, którą trudno będzie właściwie ukierunkować. Możemy teraz łatwo się zdenerwować, zirytować, będziemy konfliktowi. Uważajmy na impulsywne reakcje, szczególnie za kierownicą albo przy obchodzeniu się z ostrymi narzędziami.
Około 14:00 kwinkunks Księżyca z Neptunem w Rybach sprawi, że będziemy wyjątkowo podatni na wpływy innych, szczególnie na ich nastroje – z łatwością „zarazimy się” teraz czyimś złym humorem, postarajmy się więc przebywać wśród pozytywnych, wesołych osób.
Wieczorem, przed 18:00, Wenus opuści Strzelca i wkroczy do znaku poważnego Koziorożca. Przyniesie nam zmianę w życiu uczuciowym, w reakcjach uczuciowych, w podejściu do relacji z innymi ludźmi. Wenus w Strzelcu szukała flirtów i zabawy. W Koziorożcu stanie się bardziej stała w uczuciach i odpowiedzialna. Będziemy szukać wokół siebie osób, na których można polegać. Uczucia staną się poważniejsze, będziemy dążyli do trwałych i mocnych relacji z ludźmi, takich, których możemy być pewni i takich, w które warto inwestować swój czas i serce. Wielu z nas w drugiej osobie będzie szukało oparcia, silnego ramienia. A więc mniej romantycznych przygód i niezwykłych randek, a raczej budowanie trwałych i solidnych związków, lojalności i odpowiedzialności. Będą nam teraz imponowali ludzie ambitni, pracowici, tacy, którzy dużo w życiu osiągnęli. Z Wenus w Koziorożcu zmieni się też nasze podejście do pieniędzy. Będziemy teraz bardziej oszczędni, chociaż chętnie nabędziemy jakieś luksusowe, eleganckie rzeczy, które wskazywać będą na nasz wysoki status, ważną pozycję. W sklepach mogą trafić się przeceny na towary naprawdę z najwyższej półki, może więc uda się upolować coś wyjątkowego na prezent. Koziorożec nie lubi przepłacać. Wenus pozostanie w tym znaku do 3 stycznia.
W takim nastroju zakończy się dzień. Przed północą Księżyc znów zacznie się wpisywać w wielki trygon w znakach ognistych, tym razem z Merkurym i Uranem. Jutro zapowiada się więc kolejny energiczny, pełny aktywności dzień.
Po 1:00 w nocy utworzy trygon z Saturnem w Skorpionie. Przyniesie nam więcej powagi, chęci do pracy i wypełniania obowiązków. Nocne marki mogą naprawdę dużo dziś zrobić, nadgonić z zaległościami.
Przed 3:00 Księżyc ustawi się w kwinkunksie do Wenus w Strzelcu, co może poskutkować nieprzyjemnymi, frustrującymi snami. Będziemy mieli wrażenie, że nikt nas nie docenia, nie rozumie. Na szczęście to krótki tranzyt.
Po 4:00 Księżyc opuści Raka i wkroczy do radosnego znaku Lwa. Przez następne dwa dni będzie nas rozpierała energia twórcza. Będziemy chcieli przebywać wśród ludzi, „błyszczeć” w towarzystwie, być podziwiani i doceniani. Jeśli coś pójdzie nie po naszej myśli, możemy mieć tendencję do dramatyzowania i robienia scen.
Wczesnym popołudniem, przed 1:00, Księżyc utworzy opozycję z Marsem w Wodniku. Wyzwoli dużo energii, którą trudno będzie właściwie ukierunkować. Możemy teraz łatwo się zdenerwować, zirytować, będziemy konfliktowi. Uważajmy na impulsywne reakcje, szczególnie za kierownicą albo przy obchodzeniu się z ostrymi narzędziami.
Około 14:00 kwinkunks Księżyca z Neptunem w Rybach sprawi, że będziemy wyjątkowo podatni na wpływy innych, szczególnie na ich nastroje – z łatwością „zarazimy się” teraz czyimś złym humorem, postarajmy się więc przebywać wśród pozytywnych, wesołych osób.
Wieczorem, przed 18:00, Wenus opuści Strzelca i wkroczy do znaku poważnego Koziorożca. Przyniesie nam zmianę w życiu uczuciowym, w reakcjach uczuciowych, w podejściu do relacji z innymi ludźmi. Wenus w Strzelcu szukała flirtów i zabawy. W Koziorożcu stanie się bardziej stała w uczuciach i odpowiedzialna. Będziemy szukać wokół siebie osób, na których można polegać. Uczucia staną się poważniejsze, będziemy dążyli do trwałych i mocnych relacji z ludźmi, takich, których możemy być pewni i takich, w które warto inwestować swój czas i serce. Wielu z nas w drugiej osobie będzie szukało oparcia, silnego ramienia. A więc mniej romantycznych przygód i niezwykłych randek, a raczej budowanie trwałych i solidnych związków, lojalności i odpowiedzialności. Będą nam teraz imponowali ludzie ambitni, pracowici, tacy, którzy dużo w życiu osiągnęli. Z Wenus w Koziorożcu zmieni się też nasze podejście do pieniędzy. Będziemy teraz bardziej oszczędni, chociaż chętnie nabędziemy jakieś luksusowe, eleganckie rzeczy, które wskazywać będą na nasz wysoki status, ważną pozycję. W sklepach mogą trafić się przeceny na towary naprawdę z najwyższej półki, może więc uda się upolować coś wyjątkowego na prezent. Koziorożec nie lubi przepłacać. Wenus pozostanie w tym znaku do 3 stycznia.
W takim nastroju zakończy się dzień. Przed północą Księżyc znów zacznie się wpisywać w wielki trygon w znakach ognistych, tym razem z Merkurym i Uranem. Jutro zapowiada się więc kolejny energiczny, pełny aktywności dzień.
poniedziałek, 8 grudnia 2014
Księżyc na dzisiaj
Poniedziałek, 8 grudnia 2014
W poniedziałek Księżyc wędruje przez rodzinny znak Raka.
Przed 4:00 w nocy utworzy on harmonijny trygon z Neptunem w Rybach, może więc nam przynieść piękne, ciekawe sny. Osoby, które muszą wstać wcześnie rano, będą wrażliwe na uczucia innych i skłonne do pomocy każdemu w potrzebie.
Po 10:00 rano Merkury w Strzelcu dogoni Słońce i utworzy z nim koniunkcję. Na cały dzień ożywi intelekt, pobudzi do pracy umysłowej, do komunikacji z ludźmi, zarówno ustnej jak i pisemnej. Łatwo będzie podjąć rozsądną decyzję, rozwiązać skomplikowany problem. To, co dziś powiemy, zostanie usłyszane!
Po południu napięcie zacznie rosnąć, gdy Księżyc wpisze się w napięciową formację T-kwadrat z Uranem i Plutonem. Około 18:00 uściśli się opozycja Księżyca z Plutonem w Koziorożcu, budząc w nas intensywne, ale niezbyt pozytywne uczucia oraz obsesje. Możemy mieć skłonność do dominacji nad otoczeniem, do manipulowania ludźmi. Zaraz potem kwadratura Księżyca z Uranem w Baranie przyniesie impulsywne reakcje, tendencje do buntowania się, rewolucyjne pomysły. Wieczór może być trochę konfliktowy i nerwowy.
W poniedziałek Księżyc wędruje przez rodzinny znak Raka.
Przed 4:00 w nocy utworzy on harmonijny trygon z Neptunem w Rybach, może więc nam przynieść piękne, ciekawe sny. Osoby, które muszą wstać wcześnie rano, będą wrażliwe na uczucia innych i skłonne do pomocy każdemu w potrzebie.
Po 10:00 rano Merkury w Strzelcu dogoni Słońce i utworzy z nim koniunkcję. Na cały dzień ożywi intelekt, pobudzi do pracy umysłowej, do komunikacji z ludźmi, zarówno ustnej jak i pisemnej. Łatwo będzie podjąć rozsądną decyzję, rozwiązać skomplikowany problem. To, co dziś powiemy, zostanie usłyszane!
Po południu napięcie zacznie rosnąć, gdy Księżyc wpisze się w napięciową formację T-kwadrat z Uranem i Plutonem. Około 18:00 uściśli się opozycja Księżyca z Plutonem w Koziorożcu, budząc w nas intensywne, ale niezbyt pozytywne uczucia oraz obsesje. Możemy mieć skłonność do dominacji nad otoczeniem, do manipulowania ludźmi. Zaraz potem kwadratura Księżyca z Uranem w Baranie przyniesie impulsywne reakcje, tendencje do buntowania się, rewolucyjne pomysły. Wieczór może być trochę konfliktowy i nerwowy.
niedziela, 7 grudnia 2014
Pełnia
Pełnia Księżyca, trwa 3 dni, jeden dzień przed oficjalną datą i jeden dzień po.
W czasie pełni wszelkie procesy przebiegające w przyrodzie osiągają swój punkt kulminacyjny. Kumuluje się największa energia, dlatego ma tak duży wpływ na nas.
W czasie pełni bywamy podenerwowani, niektórzy wręcz agresywni, mamy problemy ze snem, wzmaga się działanie hormonów, jesteśmy bardziej niż zwykle pobudzeni seksualnie. Dlatego dziś możecie się przygotować na piękne chwile z bliską osobą - pod warunkiem, że nie pokłócicie się w ciągu dnia
Można odczuwać nasilone bóle głowy i kości oraz tych części ciała, które są w słabszej kondycji.
Pełnia to zazwyczaj czas zwiększonej liczby porodów i… przestępstw, szczególnie na tle seksualnym. Przypadki agresji występują wtedy, kiedy z jakichś powodów tłumiony jest wybuch energii.
W czasie pełni rany bardziej krwawią, dlatego jeśli to możliwe trzeba unikać operacji, wszelkich zabiegów oraz wizyt u stomatologa. Unikać należy też przycinania roślin, mogą nie przeżyć tego zabiegu. Skumulowana energia gromadzi się w roślinach, w czasie pełni zbiera się najbardziej wartościowe zioła .
W magii stosujemy rytuały w intencji utrzymania i wzmocnienia tego co osiągnęliśmy. Można więc palić świece na umocnienie własnej firmy, zdrowia i miłości w istniejących związkach.
W czasie pełni wszelkie procesy przebiegające w przyrodzie osiągają swój punkt kulminacyjny. Kumuluje się największa energia, dlatego ma tak duży wpływ na nas.
W czasie pełni bywamy podenerwowani, niektórzy wręcz agresywni, mamy problemy ze snem, wzmaga się działanie hormonów, jesteśmy bardziej niż zwykle pobudzeni seksualnie. Dlatego dziś możecie się przygotować na piękne chwile z bliską osobą - pod warunkiem, że nie pokłócicie się w ciągu dnia
Można odczuwać nasilone bóle głowy i kości oraz tych części ciała, które są w słabszej kondycji.
Pełnia to zazwyczaj czas zwiększonej liczby porodów i… przestępstw, szczególnie na tle seksualnym. Przypadki agresji występują wtedy, kiedy z jakichś powodów tłumiony jest wybuch energii.
W czasie pełni rany bardziej krwawią, dlatego jeśli to możliwe trzeba unikać operacji, wszelkich zabiegów oraz wizyt u stomatologa. Unikać należy też przycinania roślin, mogą nie przeżyć tego zabiegu. Skumulowana energia gromadzi się w roślinach, w czasie pełni zbiera się najbardziej wartościowe zioła .
W magii stosujemy rytuały w intencji utrzymania i wzmocnienia tego co osiągnęliśmy. Można więc palić świece na umocnienie własnej firmy, zdrowia i miłości w istniejących związkach.
sobota, 6 grudnia 2014
Księżyc na dzisiaj
Dziś mamy pełnię o godz. 13.28. w znaku Bliźniąt.
Tak więc czeka nas dość energetyczny dzień pełen emocji i natłoku zdarzeń. Aura doda nam wigoru więc uda się pomyślnie załatwić wszelkie sprawy poza domem, zakupy, porządki i codzienną krzątaninę. Aura sprzyja dobrym kontaktom między ludźmi, będą sobie życzliwi ( co prawda bywają wyjątki na które pełnia wpływa intensywniej ale tymi nie trzeba się przejmować). Dzisiejszy dzień będzie sprzyjał podróżom, dbaniu o zdrowie, wizytom, relacjom, randkom, komunikacji. Wiele osób zechce podjąć konkretne życiowe decyzje osobiste. Unikajcie tylko wizyt u stomatologa i depilacji.
Dziś mamy wibrację dnia 7, więc sprzyjać będzie duchowości , medytacji, zdobywaniu informacji, kontaktom. Jeśli poczujecie się trochę przytłoczeni pełnią, wibracja 7 pomoże wrócić do równowagi. Wraz z nią udadzą się medytacje, chwile wyciszenia, podczas których znajdziemy wyjście z trudnych sytuacji i wyciszymy po całym tygodniu pracy.
Niedziela zapowiada się spokojniej, bo od 10.53 do 18.35. będziemy pod wpływem pustego kursu Księżyca, który najbardziej sprzyja dbaniu o siebie i bliskich. To będzie dobry czas na podejmowanie decyzji o zmianie przyzwyczajeń, stylu życia, o porzuceniu nałogów, o decyzji dotyczących wprowadzenia dobrych zmian i odcięcia przeszłości.
W dniach Księżyca w znaku Bliźniąt łatwiej przyswajamy tłuszcze, wręcz bardziej nam służą, wzmacniając gruczoły dokrewne.
Gruczoły dokrewne to: szyszynka, podwzgórze, przysadka mózgowa, gruczoł tarczowy, gruczoły mleczne, trzustka, nadnercza, grasica, gruczoły przytarczycowe, gruczoły płciowe - gonady, zespół komórek nerwowych wytwarzających neurohormony, komórki błony śluzowej żołądka oraz jelita cienkiego wytwarzające hormony tkankowe.
Tak więc w ten weekend możemy sobie pozwolić na bardziej tłuste potrawy ale dobrze byłoby jeść te, które maja jakąś wartość odżywczą Do tego warzywa kwiatowe: brokuły, kalafiory , brukselka.
Tak więc czeka nas dość energetyczny dzień pełen emocji i natłoku zdarzeń. Aura doda nam wigoru więc uda się pomyślnie załatwić wszelkie sprawy poza domem, zakupy, porządki i codzienną krzątaninę. Aura sprzyja dobrym kontaktom między ludźmi, będą sobie życzliwi ( co prawda bywają wyjątki na które pełnia wpływa intensywniej ale tymi nie trzeba się przejmować). Dzisiejszy dzień będzie sprzyjał podróżom, dbaniu o zdrowie, wizytom, relacjom, randkom, komunikacji. Wiele osób zechce podjąć konkretne życiowe decyzje osobiste. Unikajcie tylko wizyt u stomatologa i depilacji.
Dziś mamy wibrację dnia 7, więc sprzyjać będzie duchowości , medytacji, zdobywaniu informacji, kontaktom. Jeśli poczujecie się trochę przytłoczeni pełnią, wibracja 7 pomoże wrócić do równowagi. Wraz z nią udadzą się medytacje, chwile wyciszenia, podczas których znajdziemy wyjście z trudnych sytuacji i wyciszymy po całym tygodniu pracy.
Niedziela zapowiada się spokojniej, bo od 10.53 do 18.35. będziemy pod wpływem pustego kursu Księżyca, który najbardziej sprzyja dbaniu o siebie i bliskich. To będzie dobry czas na podejmowanie decyzji o zmianie przyzwyczajeń, stylu życia, o porzuceniu nałogów, o decyzji dotyczących wprowadzenia dobrych zmian i odcięcia przeszłości.
W dniach Księżyca w znaku Bliźniąt łatwiej przyswajamy tłuszcze, wręcz bardziej nam służą, wzmacniając gruczoły dokrewne.
Gruczoły dokrewne to: szyszynka, podwzgórze, przysadka mózgowa, gruczoł tarczowy, gruczoły mleczne, trzustka, nadnercza, grasica, gruczoły przytarczycowe, gruczoły płciowe - gonady, zespół komórek nerwowych wytwarzających neurohormony, komórki błony śluzowej żołądka oraz jelita cienkiego wytwarzające hormony tkankowe.
Tak więc w ten weekend możemy sobie pozwolić na bardziej tłuste potrawy ale dobrze byłoby jeść te, które maja jakąś wartość odżywczą Do tego warzywa kwiatowe: brokuły, kalafiory , brukselka.
czwartek, 20 listopada 2014
Księżyc na dzisiaj
Księżyc w Skorpionie {od czwartku 06:31 rano - do soboty 13:20}
Czas intensywnych doświadczeń w bliskich relacjach i w relacji z samym
sobą. Jesteśmy teraz lepiej dostrojeni ukrytej i ciemniejszej strony
rzeczywistości, łatwiej możemy skontaktować się z nagromadzonymi
negatywnymi emocjami, z żalem związanym z przeszłością, z lękiem przed
przyszłością – i uwolnić się od nich.
Drogą do uwolnienia jest pozwolenie sobie na poczucie tego co naprawdę czuję i zaakceptowanie tego, że tak jest. Warunkiem – dostrzeżenie tego, że to co mnie złości w innych jest informacją o tym czego nie lubię w sobie i co mogę spróbować bardziej świadomie wyrażać. Kontakt z ciemną stroną samego siebie może stać się źródłem wewnętrznej mocy i motywacji do działania!
Dobry czas na:
• Zadbanie o siebie poprzez redukcję nadmiaru bodźców, powierzchownych relacji interpersonalnych i nieistotnych komunikatów oraz wszystkiego co zaburza nasze poczucie bezpieczeństwa. Może to oznaczać konstruktywne wycofanie się ze świata lub ograniczenie interakcji do tych osób, z którymi możesz wyrażać siebie w pełni.
• Poszukiwanie prawdy o sobie samym, o innych, o świecie lub też ujawnianie tej prawdy
• Odkrywanie nowych wymiarów intymności w związku, w seksie, czy w ramach praktyki tantrycznej
• Cieszenie się swoją seksualnością i płynącą z niej mocą transformacji i kreacji
• Uzdrawianie siebie i innych, szukanie głębszego zrozumienia, terapię
• Załatwianie spraw finansowych, analizowanie budżetu, zabezpieczanie wspólnego majątku i rozwiązywanie spraw związanych z wszelkimi długami.
Drogą do uwolnienia jest pozwolenie sobie na poczucie tego co naprawdę czuję i zaakceptowanie tego, że tak jest. Warunkiem – dostrzeżenie tego, że to co mnie złości w innych jest informacją o tym czego nie lubię w sobie i co mogę spróbować bardziej świadomie wyrażać. Kontakt z ciemną stroną samego siebie może stać się źródłem wewnętrznej mocy i motywacji do działania!
Dobry czas na:
• Zadbanie o siebie poprzez redukcję nadmiaru bodźców, powierzchownych relacji interpersonalnych i nieistotnych komunikatów oraz wszystkiego co zaburza nasze poczucie bezpieczeństwa. Może to oznaczać konstruktywne wycofanie się ze świata lub ograniczenie interakcji do tych osób, z którymi możesz wyrażać siebie w pełni.
• Poszukiwanie prawdy o sobie samym, o innych, o świecie lub też ujawnianie tej prawdy
• Odkrywanie nowych wymiarów intymności w związku, w seksie, czy w ramach praktyki tantrycznej
• Cieszenie się swoją seksualnością i płynącą z niej mocą transformacji i kreacji
• Uzdrawianie siebie i innych, szukanie głębszego zrozumienia, terapię
• Załatwianie spraw finansowych, analizowanie budżetu, zabezpieczanie wspólnego majątku i rozwiązywanie spraw związanych z wszelkimi długami.
sobota, 15 listopada 2014
Opowiadanie wigilijne
„Tylko pamiętaj, musisz być szczególnie grzeczny w czasie Adwentu, bo
inaczej nie narodzi się dla ciebie Pan Jezus”. Janek pamiętał o tym
dobrze, ale nie wiedział, co to znaczy. Wstydził się zresztą, że taki
jest niemądry, i nie śmiał nikogo pytać. „Bo co to znaczy, że Pan Jezus
nie narodzi się dla mnie. Jak się narodzi, to się narodzi dla
wszystkich. Zresztą co to znaczy, że się narodzi? Przecież raz już się
narodził. Czy można się drugi raz narodzić? A może naprawdę tylko wtedy
się dowiem, kiedy będę szczególnie grzeczny”. I w gruncie rzeczy starał
się być grzeczny w Adwencie.
Najpierw, jak rokrocznie, czekał na przyjście Świętego Mikołaja. Prawdę mówiąc, nie wiedział, jak to jest z tym Świętym Mikołajem. Kiedyś w szkole nieopatrznie wyrwało mu się jakieś takie zdanie o Świętym Mikołaju. Kolega, którego bardzo nie lubił i który Janka też nie lubił i przezywał go „ślamazara”, zaczął wykrzykiwać:
- Patrzcie, jeszcze jeden, co wierzy w Świętego Mikołaja.
Zresztą już wcześniej o tym mówili inni koledzy, że to nie żaden święty z nieba przychodzi z podarkami, tylko rodzice je podkładają. Na wszelki wypadek spytał mamy:
- Mamo, czy przyjdzie do ciebie Święty Mikołaj?
- Nie. Święty Mikołaj przychodzi do dzieci. Tylko czasem przychodzi do starszych.
- To do ciebie też nie przyjdzie?
- Nie.
Janek zmarkotniał. Po chwili zapytał:
- A co chciałabyś dostać od Świętego Mikołaja?
Mama nie wiedziała.
- No powiedz co. Może chusteczki do nosa. Ja mam takie piękne. Pamiętasz, w tamtym roku otrzymałem od babci na imieniny. Ale ich nie używałem, bo mi było żal. A tobie się bardzo podobały. Dobrze?
- Dobrze – odpowiedziała mama.
- Tylko jak to zrobimy? Bo ty nie możesz o tym wcześniej wiedzieć. Wobec tego podłożę ci pod poduszkę, a tobie będzie wolno tam dopiero zaglądnąć w nocy. Dobrze?
- Dobrze – mama się zgodziła.
- No a tatuś? Żeby mu nie było smutno. To może ja dla niego kupię skarpetki i tak samo zrobię.
W wieczór Świętego Mikołaja Janek przyrzekał sobie, że nie będzie spał. Że musi przekonać się, czy to Święty Mikołaj przychodzi, czy nie. Czytał jeszcze długo w łóżku, aż go mama upomniała. Zgasił światło, ale starał się czuwać. Początkowo nawet nie był śpiący. Potem jednak oczy same mu się zamykały. Walczył całym wysiłkiem woli, aby nie zasnąć. Nawet przez chwilę palcami przytrzymywał powieki. Specjalnie, żeby się rozbudzić, przypominał sobie rozmaite śmieszne historie, ale nic nie pomagało. Wreszcie powiedział sobie: „Zdrzemnę się na małą chwilkę. Tylko na moment”.
Zbudził się w głębi nocy. W pierwszej chwili nie wiedział dlaczego, ale zaraz przypomniał sobie, że miał czuwać, bo chciał zobaczyć Świętego Mikołaja. „Czy tylko on nie przyszedł wtedy, kiedy spałem?” Pocieszał się, że niemożliwe. „Przecież to była tylko chwilka”. W tak krótkim czasie Święty Mikołaj nie mógł przyjść. A może jednak? Sięgnął ręką pod poduszkę.
Uspokojony stwierdził, że nie ma tam nic. Ale posłyszał jakiś delikatny szelest papieru nad głową. Sięgnął tam i namacał paczkę. Serce zaczęło mu się tłuc z wrażenia. Usiadł na łóżku, paczkę położył przed sobą na kołdrze i zaczął powoli, możliwie najciszej rozwiązywać sznurek. Ale nie bardzo sobie mógł z tym poradzić. Chciał jak najprędzej dostać się do środka, zaczął szamotać się z węzełkiem i wtedy obudziła się siostra. Tym lepiej, bo już nie trzeba było siedzieć w ciemności. Można było zaświecić lampkę nocną. Po cichutku, żeby nie zbudzić rodziców, wygrzebał się z łóżka, uklęknął na krześle, paczkę położył na stole i zabrał się do rozpakowywania. Siostra naśladowała go dokładnie. Też wyszła z łóżeczka, też uklękła na krześle. Spostrzegł, jak swoim zwyczajem z przejęcia wysunęła języczek, przygryzła zębami i rozwijała powolutku, uważnie papier, aby nie szeleścić. Ale na nic to się nie zdało. Nagle drzwi otworzyły się i wpadła do pokoju mama w nocnej koszuli. Porwała go w objęcia, mówiąc:
- I do mnie przyszedł Święty Mikołaj, popatrz, co mi przyniósł.
Pokazała mu chusteczki do nosa. Potem przyszedł tatuś, przytulił go i pokazał mu skarpety, które on wieczorem podłożył tatusiowi pod poduszkę. Chociaż naprawdę Janek nie był już taki pewny, czy to były te same, które on kupił, czy też „świętomikołajowe” – podobne wątpliwości miał co do chusteczek mamy. Ale nie było czasu na namyślanie się, bo mama zaraz wsadziła z powrotem jego i siostrę do łóżka. Poprawiła, jak to miała w zwyczaju, kołdrę koło szyi i przy nogach, „żeby nie wiało”, pocałowała go, zrobiła mu krzyżyk na czole, zgasiła światło, powiedziała:
- Śpijcie już, śpijcie, bo jutro szkoła – i wyszła po cichu wraz z tatą.
Długo nie mógł usnąć. Jeszcze chwilę szeptali sobie z siostrą rozmaite piękne rzeczy. Potem ona zasnęła. Usłyszał jej głęboki, regularny oddech. Wobec tego patrzył w ciemność i myślał sobie, że chyba bardziej się cieszy z tego, że sprawił mamie i tatusiowi radość, niż z tego, co on sam otrzymał. A właściwie to było i tak, i tak: cieszył się z tego jednego i z tego drugiego. Potem jakoś samo przyszło mu na myśl, że pastuszkowie i trzej królowie też musieli się cieszyć, gdy złożyli Panu Jezusowi dar. Jeszcze wpatrywał się tak po swojemu w ciemność przymrużonymi oczami, widział sznury kolorowych koralików zbiegających z góry na dół i migających wszystkimi barwami, i zasnął.
Po Mikołaju jak co roku zaczęło się przygotowywanie do Bożego
Narodzenia. Wieczorami, gdy tylko była jakaś godzina wolna, gdy
odrobione były wszystkie zadania i wykonane to, co do niego należało w
domu, Janek wyciągał wraz z siostrą pudła z zabawkami i ozdobami
choinkowymi i zabierał się do roboty. Po kolei, pudło za pudłem. Po
otworzeniu każdego z nich okazywało się, jak wiele jest do zrobienia.
Chociaż poprzedniego roku bardzo uważnie zdejmował zabawki z drzewka i z
pomocą mamy wkładał do pudła, to jednak były one bardzo zniszczone.
Wobec tego na nowo robił wydmuszki, malował na nich twarze pajaców, od
góry dolepiał im szpiczaste czapki, a od dołu brody. Wycinał z
kolorowego papieru pawie oka, robił jeże, wbijając w korek szpilki z
ponawlekanymi koralikami, a co najważniejsze – wiązał łańcuchy. I to
rozmaite: ze słomek i z bibuły, ale najmilsze, najprostsze i najtrwalsze
były zawsze te same „prawdziwe” łańcuchy sklejane z wąskich pasków
kolorowego papieru. Na koniec trzeba było złocić orzechy, powbijać
patyczki, przywiązać niteczki. Robota była długa i na pozór uciążliwa.
Przynajmniej tak się mamie zdawało, bo niejednokrotnie przypominała i
nakazywała, aby nie zaprzestać tej pracy. Ale Janek dziwił się mamie, że
tego nie rozumie. Przecież przygotowywanie zabawek na drzewko to była
czysta radość. On sam najchętniej codziennie siedziałby wieczorami nad
tymi kolorowymi i migocącymi cudownościami. Jeżeli tę robotę odkładał na
koniec swoich zajęć to tylko dlatego, że wiedział, że najpierw trzeba
było wykonać swoje codzienne obowiązki. Pamiętał dobrze to, co mu mama
powiedziała na początku Adwentu: „Jak będziesz niegrzeczny, to się nie
narodzi dla ciebie Pan Jezus”. Wobec tego starał się być grzeczny.
Gdy już wszystkie zabawki były przygotowane, posegregowane, powkładane do nowych, świeżych pudeł, zabrał się do najprzyjemniejszej roboty: do odnowienia szopki. Odwinięta z papierów, w które była w ubiegłym roku zapakowana, okazała się do niczego: gwiazda była pogięta, szybki podarte, a pasterze i święty Józef byli trochę osmoleni. Jeżeli co, to mogła tylko zostać Matka Boska i Dzieciątko Jezus. Wobec tego trzeba się było postarać o nową słomę na dach i wreszcie zelektryfikować stajnię – jeżeli nie na transformator, to przynajmniej na baterie – bo świecić świeczkami w tych czasach, to już wstyd.
Tymczasem na ulicach coraz bardziej rozkręcał się świąteczny ruch. Na wystawach były rozmaite święte mikołaje z długimi brodami i krótkimi, ubrane w niebieskie szaty albo czerwone, aniołowie jak prawdziwi, gałęzie jodły z bańkami, świeczkami, prezenty poowijane w kolorowe opakowania, przewiązane błyszczącymi wstążeczkami, przygotowane tak, żeby tylko przyjść, kupić i podłożyć pod choinkę. Wszystkie napisy mówiły o zbliżających się świętach. Popołudniami nawet trudno było wejść do sklepów, bo tylu ludzi wchodziło i wychodziło, przepychało się i potrącało, spieszyło się, by zdążyć nie wiadomo gdzie i po co. Na placach wyrosły kolorowe stragany, gdzie sprzedawano włosy anielskie, gwiazdy, rozmaite cukierki. Wreszcie pojawiły się obok straganów choinki świerkowe, jodłowe, małe, malutkie i całkiem duże. Te lubił najbardziej. Gdy tylko wychodził po zakupy, korzystał z każdej okazji, by podejść do nich, dotknąć ich gałęzi.
„Co to znaczy, że Pan Jezus ma się dla mnie narodzić?” Ta myśl towarzyszyła mu wciąż wtedy, gdy patrzył na wystawy świąteczne, na ludzi spieszących się.
Na koniec tatuś przyniósł do domu choinkę. Uprosili go wraz z siostrą, żeby choinkę postawić tymczasem w ich pokoju. Stała piękna, zielona, pachnąca lasem i żywicą, i czekała, tak jak on, na święta. Nawet wtedy, gdy już zgasło światło i trzeba było spać, chociaż nie można było jej widzieć w ciemności, dobrze mu było z nią.
Gdy już wszystkie zabawki były przygotowane, posegregowane, powkładane do nowych, świeżych pudeł, zabrał się do najprzyjemniejszej roboty: do odnowienia szopki. Odwinięta z papierów, w które była w ubiegłym roku zapakowana, okazała się do niczego: gwiazda była pogięta, szybki podarte, a pasterze i święty Józef byli trochę osmoleni. Jeżeli co, to mogła tylko zostać Matka Boska i Dzieciątko Jezus. Wobec tego trzeba się było postarać o nową słomę na dach i wreszcie zelektryfikować stajnię – jeżeli nie na transformator, to przynajmniej na baterie – bo świecić świeczkami w tych czasach, to już wstyd.
Tymczasem na ulicach coraz bardziej rozkręcał się świąteczny ruch. Na wystawach były rozmaite święte mikołaje z długimi brodami i krótkimi, ubrane w niebieskie szaty albo czerwone, aniołowie jak prawdziwi, gałęzie jodły z bańkami, świeczkami, prezenty poowijane w kolorowe opakowania, przewiązane błyszczącymi wstążeczkami, przygotowane tak, żeby tylko przyjść, kupić i podłożyć pod choinkę. Wszystkie napisy mówiły o zbliżających się świętach. Popołudniami nawet trudno było wejść do sklepów, bo tylu ludzi wchodziło i wychodziło, przepychało się i potrącało, spieszyło się, by zdążyć nie wiadomo gdzie i po co. Na placach wyrosły kolorowe stragany, gdzie sprzedawano włosy anielskie, gwiazdy, rozmaite cukierki. Wreszcie pojawiły się obok straganów choinki świerkowe, jodłowe, małe, malutkie i całkiem duże. Te lubił najbardziej. Gdy tylko wychodził po zakupy, korzystał z każdej okazji, by podejść do nich, dotknąć ich gałęzi.
„Co to znaczy, że Pan Jezus ma się dla mnie narodzić?” Ta myśl towarzyszyła mu wciąż wtedy, gdy patrzył na wystawy świąteczne, na ludzi spieszących się.
Na koniec tatuś przyniósł do domu choinkę. Uprosili go wraz z siostrą, żeby choinkę postawić tymczasem w ich pokoju. Stała piękna, zielona, pachnąca lasem i żywicą, i czekała, tak jak on, na święta. Nawet wtedy, gdy już zgasło światło i trzeba było spać, chociaż nie można było jej widzieć w ciemności, dobrze mu było z nią.
Aż przyszedł dzień wigilijny. Dom był pełen zapachów rozmaitych zup,
ciast, pieczeni. Tylko nie wiadomo dlaczego od samego rana było wszystko
w pośpiechu i na wszystko za późno, choć do wieczora była cała masa
czasu. Mama co chwila ostrzegała, że trzeba z nią obchodzić się
ostrożnie, bo może im obojgu urządzić lanie, a jak dzieci w Wigilię
dostaną lanie, to będą je dostawały cały rok. Przypominała, że diabeł
dzisiaj wszystko robi, żeby ludzi zezłościć, bo chce popsuć święta.
I mimo to doszło do tego, przed czym mama ostrzegała, doszło do awantury. Oczywiście przez siostrę, którą Janek musiał lekko ukarać. Ona uderzyła w ryk, jak zwykle nie wiadomo o co. Faktycznie zaczęła jej lecieć krew z nosa, ale przecież nic wielkiego się nie stało. W to niepotrzebnie wmieszała się mama. Janek usiłował spokojnie mamie wytłumaczyć, jak było z siostrą od początku do końca, wtedy mama upomniała go, żeby na nią nie krzyczał, bo nie ma prawa podnosić na nią głosu. W to z kolei wkroczył najzupełniej niepotrzebnie tata, zaczął krzyczeć, żeby Janek natychmiast przeprosił mamę. Nie chciał słyszeć żadnych wyjaśnień. Nie dochodziło do niego zupełnie to, co Janek wciąż powtarzał, że chętnie przeprosi mamę, jak tylko będzie wiedział za co. No i Janek musiał chwilę stać w kącie. Uważał, że dzieje mu się krzywda. A co najgorsze, mama się na niego obraziła i nie chciała się do niego odzywać, chociaż on próbował na wszystkie sposoby. Wobec tego Janek też się na mamę obraził. – Jeżeli mama się nie chce odzywać, to nie musi, ale on do mamy też nie będzie mówił nic. Może milczeć, tak jak mama, i udawać, że mamy nie dostrzega, tak samo jak ona jego. – A więc było gorzej niż źle i to w dodatku w taki dzień. Najbardziej był wściekły na siostrę, która naraz stała się ta dobra, najukochańsza i do tego pokrzywdzona. Do pasji doprowadzało go to, że chciała spełniać rolę pośrednika między nim a mamą.
Tak już zostało do samego wieczora. Namyślał się, czy by nie pójść z domu, żeby nie zasiadać przy stole wigilijnym. „Może wtedy by sobie przypomnieli o mnie”. Ale właściwie nie bardzo miał gdzie iść. U wszystkich kolegów była też na pewno Wigilia i byłoby to dla nich niezręczne, gdyby on do nich przyszedł. Wtedy zresztą z pewnością zainteresowaliby się nim rodzice jego kolegów, dzwoniliby do taty Janka. Nie, to nie miało sensu. Po ulicach nie chciało mu się spacerować. Był przed południem po zakupy i zmarzł porządnie.
Do Wigilii, tak jak w roku poprzednim, ubrał się w najlepsze ubranie, zawiązał sobie, bez pomocy mamy, najpiękniejszy krawat. Węzeł nie był z pewnością tak zawiązany, jak być powinien, ale w końcu to nie było ważne i Janek postanowił, że nie odezwie się do nikogo ani słowem. Patrzył na pozór obojętnie, jak mama przygotowywała stół. Najchętniej by jej pomógł, gdyby powiedziała chociaż słowo. Nawet nie musiałaby prosić, tylko mogłaby polecić, żeby zrobił to albo tamto, ale jak nie, to nie. Stał i przyglądał się. Było jak co roku. Mama rozsunęła najpierw stół, potem na środku umieściła trochę siana, przykryła stół najpiękniejszym białym obrusem, jaki tylko był w domu. Z kolei na obrusie, w miejscu gdzie leżało siano, położyła opłatek. Ten widok zawsze, co roku, go wzruszał, bo wiedział, co to znaczy: opłatki oznaczają Pana Jezusa, który się narodził na sianie. Ale teraz stał obojętny i patrzył zimny jak głaz. Potem mama rozkładała talerze z pomocą siostry, która podlizywała się mamie jak mogła i była taka uprzejma, że aż się niedobrze robiło z tych słodkości. Gwiazdka na pewno już dawno zaświeciła na ciemnym niebie, ale jakoś nikt nie pamiętał, by wyglądać przez okno. On pamiętał, ale też nie wypatrywał jej. Gdy wieczerza była gotowa, podeszli wszyscy do stołu. Na koniec podszedł i Janek. Tata i mama uklękli przy stole, ta smarkata też uklękła. Uklęknął i on z ociąganiem. Tego bał się najbardziej. Tata zaczął się modlić na głos, potem wszyscy wstali, tata wziął Ewangelię i zaczął czytać o tym, jak to tam wtedy było. Słuchał tego, co znał prawie na pamięć i było mu bardzo smutno. Tak długo czekał na te święta, tak myślał, że może dla niego Pan Jezus się też narodzi, a tymczasem wszystko się pokiełbasiło i to przez tę głupią srokę.
Gdy tatuś skończył czytać, odłożył Ewangelię, schylił się nad stołem, wziął opłatek, podszedł do mamy, zaczął do niej coś mówić. Janek już nie bardzo słyszał, co tam tatuś mówi, tylko patrzył na mamę. Mama najpierw się uśmiechała, ale najwyraźniej z dużym zażenowaniem, a potem do uśmiechu zaczęły dołączać się łzy. Popatrzył na tatę. On był też bardzo wzruszony, ucałował mamę najpierw w rękę, potem w buzię. Janek wiedział, że kolej na niego. Zrozumiał, że dopiero teraz przychodzi moment najgorszy. Tymczasem nagle znalazł się w objęciach mamy i poczuł, jak wszystko tamto, co było w jego duszy twarde jak skała, znikło. Zrobiło mu się bardzo żal, że był taki niedobry dla mamy, przytulił się do niej i zaczął płakać jak malutkie dziecko. Słyszał tylko jak przez mgłę słowa mamy: „ty głuptasku” i życzenia jakieś: „żeby był grzeczny i żeby się dobrze uczył”. Czuł, że mama wciąż głaszcze go po głowie i najchętniej trwałby tak przytulony do mamy, bo mu było dobrze, a oprócz tego wstydził się: bo jak tu pokazać swoją zapłakaną twarz tatusiowi i siostrze. Ale już znalazł się w ramionach taty, który się tak zachował, jakby niczego nie zauważył, poklepał go po plecach i powiedział jak zwykle:
- Żebyś był dzielnym człowiekiem i żebym ja się nie musiał za ciebie wstydzić.
Janek wciąż miał jeszcze mokre oczy i trudno mu było złapać oddech. Na szczęście przyszła kolej na siostrę, która była zaryczana jeszcze bardziej niż on sam i nie musiał się przed nią niczego wstydzić. Wreszcie trzeba było zasiąść do stołu. Wszyscy udawali, że są bardzo zajęci jedzeniem zupy. Tata nawet pochwalił, że świetna zupa grzybowa, mama z uśmiechem przetykanym łzami odpowiedziała, że to nie świetna zupa grzybowa, najwyżej jest to świetny barszcz, wszyscy się śmiali i udawali, że to ze śmiechu wycierają łzy i było już wszystko bardzo dobrze. Potem było jeszcze jedno danie i jeszcze jedno, i jeszcze jedno – trudno było je zliczyć. Nawet już nie bardzo mógł jeść, ale jadł dalej, choćby dlatego, by ukryć wzruszenie, które wciąż jeszcze nim wstrząsało. Wreszcie pojawił się kompot z suszonych śliwek i to był koniec. Wtedy tata powiedział:
- Janek, baw się w kościelnego i zapal świece.
Wobec tego zaczął zapalać świeczki. Tata zgasił światło i zaczęło się kolędowanie. Janek wziął śpiewnik z kolędami i śpiewał jedną za drugą po kolei, których tylko melodie pamiętał. Siostrzyczka się do niego przytuliła i usiłowała mu wtórować, fałszując niemiłosiernie. Całemu śpiewaniu przewodziła mama, która miała śliczny głos. Tata włączał się tylko od czasu do czasu.
Tak mógłby siedzieć do samego rana i kolędować, ale mama stwierdziła, że już pora spać i że jeszcze moment, a Janek z siostrą pospadają z krzeseł jak gruszki z wierzby, bo im tak lecą głowy. Chociaż to nie była prawda, chętnie poszedł się myć, bo jednak w gruncie rzeczy spać mu się chciało. Za chwilę był już w łóżku, które na początku było zimne, pachniało krochmalem i świeżością jak nigdy w ciągu roku. Mama oświadczyła, że Janek z siostrą zostaną w domu, a ona z tatą pójdzie na pasterkę. A przedtem zrobi tylko porządek w kuchni.
Leżał w łóżku i przez uchylone drzwi patrzył na choinkę błyskającą w ciemnościach wszystkimi swoimi wspaniałościami. Było mu dobrze jak nigdy w życiu, tak dobrze, że najchętniej by umarł ze szczęścia. Przymrużył oczy, jak to miał zwyczaj robić. Kolorowe paciorki mrowiły się z góry na dół coraz bardziej, coraz szybciej, wreszcie tyle ich było, że aż stały się całkiem białe – to już nie były paciorki, tylko zawierucha, która wokół niego się kłębiła. Szedł w niej po omacku, ale wcale się nie bał. Chociaż płatki śniegu wirowały wokół niego, wcale nie czuł ani zimna, ani wiatru, ani śniegu na twarzy, było mu dobrze i ciepło. Szedł wciąż naprzód i nie obawiał się, że zbłądzi. Jeszcze mu tego nikt nie mówił, ani on sobie sam też nie, ale wiedział, że idzie do Jezusa, który się narodził w stajni. Nagle znalazł się na drodze w lesie. Las był podobny do parku, gdzie w lecie bawił się, a w zimie chodził czasem z mamą i siostrą na sanki. Były podobne drzewa i krzaki, tylko wszystkie przysypane grubą warstwą śniegu. Chociaż wiedział, że jest noc, to jednak było jasno – chyba od księżyca – a śnieg się skrzył jak diamenty. Nagle znalazł się na skraju jakiejś polany. W głębi niej zobaczył stajenkę. Była podobna do tej, którą budował w czasie Adwentu. Strzecha przywalona śniegiem, nad nią gwiazda z wielkim ogonem. Światło, które padało przez otwarte drzwi i okna, oświecało krzaki i drzewa stojące w pobliżu. Nagle znalazł się wewnątrz szopki. Klęczał na podłodze stajni. Obok siebie spostrzegł klęczącego tatusia i mamusię oraz siostrę, którzy uśmiechali się do niego. Poczuł się tak samo szczęśliwy jak w czasie Wigilii przy składaniu życzeń. Wtedy przypomniał sobie to, co mama mu powiedziała na samym początku Adwentu, że gdy będzie grzeczny, to Pan Jezus narodzi się dla niego. „Czy Jezus narodził się dla mnie także?” Poczuł, że musi spojrzeć w żłobek. „Jezus tam na pewno jest. Tylko czy ja Go zobaczę?” – przeniknął go głęboki niepokój. Ale przecież powinien zobaczyć. „Przecież przeprosiłem mamę, tatę i siostrę. Przecież starałem się być grzeczny podczas Adwentu”. Pełen determinacji zdecydował się. Z oczami pełnymi łez podniósł głowę – i ujrzał. Na sianku przykrytym białą chustą było Dzieciątko.
I mimo to doszło do tego, przed czym mama ostrzegała, doszło do awantury. Oczywiście przez siostrę, którą Janek musiał lekko ukarać. Ona uderzyła w ryk, jak zwykle nie wiadomo o co. Faktycznie zaczęła jej lecieć krew z nosa, ale przecież nic wielkiego się nie stało. W to niepotrzebnie wmieszała się mama. Janek usiłował spokojnie mamie wytłumaczyć, jak było z siostrą od początku do końca, wtedy mama upomniała go, żeby na nią nie krzyczał, bo nie ma prawa podnosić na nią głosu. W to z kolei wkroczył najzupełniej niepotrzebnie tata, zaczął krzyczeć, żeby Janek natychmiast przeprosił mamę. Nie chciał słyszeć żadnych wyjaśnień. Nie dochodziło do niego zupełnie to, co Janek wciąż powtarzał, że chętnie przeprosi mamę, jak tylko będzie wiedział za co. No i Janek musiał chwilę stać w kącie. Uważał, że dzieje mu się krzywda. A co najgorsze, mama się na niego obraziła i nie chciała się do niego odzywać, chociaż on próbował na wszystkie sposoby. Wobec tego Janek też się na mamę obraził. – Jeżeli mama się nie chce odzywać, to nie musi, ale on do mamy też nie będzie mówił nic. Może milczeć, tak jak mama, i udawać, że mamy nie dostrzega, tak samo jak ona jego. – A więc było gorzej niż źle i to w dodatku w taki dzień. Najbardziej był wściekły na siostrę, która naraz stała się ta dobra, najukochańsza i do tego pokrzywdzona. Do pasji doprowadzało go to, że chciała spełniać rolę pośrednika między nim a mamą.
Tak już zostało do samego wieczora. Namyślał się, czy by nie pójść z domu, żeby nie zasiadać przy stole wigilijnym. „Może wtedy by sobie przypomnieli o mnie”. Ale właściwie nie bardzo miał gdzie iść. U wszystkich kolegów była też na pewno Wigilia i byłoby to dla nich niezręczne, gdyby on do nich przyszedł. Wtedy zresztą z pewnością zainteresowaliby się nim rodzice jego kolegów, dzwoniliby do taty Janka. Nie, to nie miało sensu. Po ulicach nie chciało mu się spacerować. Był przed południem po zakupy i zmarzł porządnie.
Do Wigilii, tak jak w roku poprzednim, ubrał się w najlepsze ubranie, zawiązał sobie, bez pomocy mamy, najpiękniejszy krawat. Węzeł nie był z pewnością tak zawiązany, jak być powinien, ale w końcu to nie było ważne i Janek postanowił, że nie odezwie się do nikogo ani słowem. Patrzył na pozór obojętnie, jak mama przygotowywała stół. Najchętniej by jej pomógł, gdyby powiedziała chociaż słowo. Nawet nie musiałaby prosić, tylko mogłaby polecić, żeby zrobił to albo tamto, ale jak nie, to nie. Stał i przyglądał się. Było jak co roku. Mama rozsunęła najpierw stół, potem na środku umieściła trochę siana, przykryła stół najpiękniejszym białym obrusem, jaki tylko był w domu. Z kolei na obrusie, w miejscu gdzie leżało siano, położyła opłatek. Ten widok zawsze, co roku, go wzruszał, bo wiedział, co to znaczy: opłatki oznaczają Pana Jezusa, który się narodził na sianie. Ale teraz stał obojętny i patrzył zimny jak głaz. Potem mama rozkładała talerze z pomocą siostry, która podlizywała się mamie jak mogła i była taka uprzejma, że aż się niedobrze robiło z tych słodkości. Gwiazdka na pewno już dawno zaświeciła na ciemnym niebie, ale jakoś nikt nie pamiętał, by wyglądać przez okno. On pamiętał, ale też nie wypatrywał jej. Gdy wieczerza była gotowa, podeszli wszyscy do stołu. Na koniec podszedł i Janek. Tata i mama uklękli przy stole, ta smarkata też uklękła. Uklęknął i on z ociąganiem. Tego bał się najbardziej. Tata zaczął się modlić na głos, potem wszyscy wstali, tata wziął Ewangelię i zaczął czytać o tym, jak to tam wtedy było. Słuchał tego, co znał prawie na pamięć i było mu bardzo smutno. Tak długo czekał na te święta, tak myślał, że może dla niego Pan Jezus się też narodzi, a tymczasem wszystko się pokiełbasiło i to przez tę głupią srokę.
Gdy tatuś skończył czytać, odłożył Ewangelię, schylił się nad stołem, wziął opłatek, podszedł do mamy, zaczął do niej coś mówić. Janek już nie bardzo słyszał, co tam tatuś mówi, tylko patrzył na mamę. Mama najpierw się uśmiechała, ale najwyraźniej z dużym zażenowaniem, a potem do uśmiechu zaczęły dołączać się łzy. Popatrzył na tatę. On był też bardzo wzruszony, ucałował mamę najpierw w rękę, potem w buzię. Janek wiedział, że kolej na niego. Zrozumiał, że dopiero teraz przychodzi moment najgorszy. Tymczasem nagle znalazł się w objęciach mamy i poczuł, jak wszystko tamto, co było w jego duszy twarde jak skała, znikło. Zrobiło mu się bardzo żal, że był taki niedobry dla mamy, przytulił się do niej i zaczął płakać jak malutkie dziecko. Słyszał tylko jak przez mgłę słowa mamy: „ty głuptasku” i życzenia jakieś: „żeby był grzeczny i żeby się dobrze uczył”. Czuł, że mama wciąż głaszcze go po głowie i najchętniej trwałby tak przytulony do mamy, bo mu było dobrze, a oprócz tego wstydził się: bo jak tu pokazać swoją zapłakaną twarz tatusiowi i siostrze. Ale już znalazł się w ramionach taty, który się tak zachował, jakby niczego nie zauważył, poklepał go po plecach i powiedział jak zwykle:
- Żebyś był dzielnym człowiekiem i żebym ja się nie musiał za ciebie wstydzić.
Janek wciąż miał jeszcze mokre oczy i trudno mu było złapać oddech. Na szczęście przyszła kolej na siostrę, która była zaryczana jeszcze bardziej niż on sam i nie musiał się przed nią niczego wstydzić. Wreszcie trzeba było zasiąść do stołu. Wszyscy udawali, że są bardzo zajęci jedzeniem zupy. Tata nawet pochwalił, że świetna zupa grzybowa, mama z uśmiechem przetykanym łzami odpowiedziała, że to nie świetna zupa grzybowa, najwyżej jest to świetny barszcz, wszyscy się śmiali i udawali, że to ze śmiechu wycierają łzy i było już wszystko bardzo dobrze. Potem było jeszcze jedno danie i jeszcze jedno, i jeszcze jedno – trudno było je zliczyć. Nawet już nie bardzo mógł jeść, ale jadł dalej, choćby dlatego, by ukryć wzruszenie, które wciąż jeszcze nim wstrząsało. Wreszcie pojawił się kompot z suszonych śliwek i to był koniec. Wtedy tata powiedział:
- Janek, baw się w kościelnego i zapal świece.
Wobec tego zaczął zapalać świeczki. Tata zgasił światło i zaczęło się kolędowanie. Janek wziął śpiewnik z kolędami i śpiewał jedną za drugą po kolei, których tylko melodie pamiętał. Siostrzyczka się do niego przytuliła i usiłowała mu wtórować, fałszując niemiłosiernie. Całemu śpiewaniu przewodziła mama, która miała śliczny głos. Tata włączał się tylko od czasu do czasu.
Tak mógłby siedzieć do samego rana i kolędować, ale mama stwierdziła, że już pora spać i że jeszcze moment, a Janek z siostrą pospadają z krzeseł jak gruszki z wierzby, bo im tak lecą głowy. Chociaż to nie była prawda, chętnie poszedł się myć, bo jednak w gruncie rzeczy spać mu się chciało. Za chwilę był już w łóżku, które na początku było zimne, pachniało krochmalem i świeżością jak nigdy w ciągu roku. Mama oświadczyła, że Janek z siostrą zostaną w domu, a ona z tatą pójdzie na pasterkę. A przedtem zrobi tylko porządek w kuchni.
Leżał w łóżku i przez uchylone drzwi patrzył na choinkę błyskającą w ciemnościach wszystkimi swoimi wspaniałościami. Było mu dobrze jak nigdy w życiu, tak dobrze, że najchętniej by umarł ze szczęścia. Przymrużył oczy, jak to miał zwyczaj robić. Kolorowe paciorki mrowiły się z góry na dół coraz bardziej, coraz szybciej, wreszcie tyle ich było, że aż stały się całkiem białe – to już nie były paciorki, tylko zawierucha, która wokół niego się kłębiła. Szedł w niej po omacku, ale wcale się nie bał. Chociaż płatki śniegu wirowały wokół niego, wcale nie czuł ani zimna, ani wiatru, ani śniegu na twarzy, było mu dobrze i ciepło. Szedł wciąż naprzód i nie obawiał się, że zbłądzi. Jeszcze mu tego nikt nie mówił, ani on sobie sam też nie, ale wiedział, że idzie do Jezusa, który się narodził w stajni. Nagle znalazł się na drodze w lesie. Las był podobny do parku, gdzie w lecie bawił się, a w zimie chodził czasem z mamą i siostrą na sanki. Były podobne drzewa i krzaki, tylko wszystkie przysypane grubą warstwą śniegu. Chociaż wiedział, że jest noc, to jednak było jasno – chyba od księżyca – a śnieg się skrzył jak diamenty. Nagle znalazł się na skraju jakiejś polany. W głębi niej zobaczył stajenkę. Była podobna do tej, którą budował w czasie Adwentu. Strzecha przywalona śniegiem, nad nią gwiazda z wielkim ogonem. Światło, które padało przez otwarte drzwi i okna, oświecało krzaki i drzewa stojące w pobliżu. Nagle znalazł się wewnątrz szopki. Klęczał na podłodze stajni. Obok siebie spostrzegł klęczącego tatusia i mamusię oraz siostrę, którzy uśmiechali się do niego. Poczuł się tak samo szczęśliwy jak w czasie Wigilii przy składaniu życzeń. Wtedy przypomniał sobie to, co mama mu powiedziała na samym początku Adwentu, że gdy będzie grzeczny, to Pan Jezus narodzi się dla niego. „Czy Jezus narodził się dla mnie także?” Poczuł, że musi spojrzeć w żłobek. „Jezus tam na pewno jest. Tylko czy ja Go zobaczę?” – przeniknął go głęboki niepokój. Ale przecież powinien zobaczyć. „Przecież przeprosiłem mamę, tatę i siostrę. Przecież starałem się być grzeczny podczas Adwentu”. Pełen determinacji zdecydował się. Z oczami pełnymi łez podniósł głowę – i ujrzał. Na sianku przykrytym białą chustą było Dzieciątko.
ks. M. Maliński
Kraina lodu
"Kraina Lodu" to opowieść o dwóch siostrach, księżniczkach Arendelle,
niegdyś bardzo ze sobą związanych, które z czasem oddalają się od
siebie. Wszystko zaczyna się, gdy obdarzona magicznymi mocami Elsa w
czasie zabawy przypadkowo rani zaklęciem Annę. Dziewczynka zostaje
uratowana, ale to wydarzenie kładzie kres wspólnym zabawom. Elsa resztę
dzieciństwa spędza w swojej komnacie, próbując zapanować nad mocą.
Mijają lata, dziewczęta dorastają i nadchodzi dzień koronacji Elsy. Mimo
starań, by ukryć swoje magiczne zdolności, świeżo upieczona królowa
zamraża posadzkę w sali balowej i przerażona ucieka. Nie wie, że oto
sprowadziła na kraj niekończącą się zimę. Anna postanawia odnaleźć
siostrę, by położyć kres pogodowym anomaliom. W drodze towarzyszyć jej
będą handlujący bryłami lodu Kristoff, jego wierny renifer Sven oraz
magiczny śniegowy bałwan Olaf.
Subskrybuj:
Posty (Atom)